Jak się Kraków „weselił”

18 stycznia 2021

W tym roku mija 120. rocznica rewolucji! 16 marca 1901 roku Stanisław Wyspiański zaprezentował teatralnym widzom premierę Wesela.

Znawcy tematu zgodnie twierdzą, że wystawienie dramatu na deskach Teatru Miejskiego w Krakowie – dziś Teatru im. Juliusza Słowackiego – zmieniło wszystko: począwszy od historii polskiego dramatu, kończąc na historii Polski. Geniusz Wyspiańskiego olśnił wszystkich. A z geniuszem w parze idzie często talent do wywoływania skandali… Przypomnijmy zatem najbardziej skandaliczne plotki i anegdoty narosłe wokół dzieła, które dziś uchodzi za arcydzieło literatury narodowej.

Stanisław Wyspiański, Autoportret, 1903, wł. Muzeum Narodowego w Krakowie

Ach, co to był za ślub...

„Świat stanął na głowie i nogami fika (...), i jedynie Kazia Tetmajera stać na oświadczenie, że jemu całkiem obojętne, z kim żeni się Lucek. Mnie NIE! (...) Serce pęka, jak sobie uprzytomnię, że ta dziewczyna z Bronowic, niby żona Lucka, aleć chłopka przecież – będzie miała prawo, ba! obowiązek mianowania mnie ciotką! Wszystko we mnie zamiera na samą myśl, a tu jeszcze czeka mnie taki ślub i wesele, na które pół Krakowa pobieży, bo Lucek wszystkich sprasza” – pisała w jednym z listów wyraźnie wzburzona Antonina Domańska.

Ślub krakowskiego literata Lucjana Rydla i Jadwigi Mikołajczykówny, chłopki z Bronowic, stał się w Krakowie towarzyską sensacją. Trzeba uczciwie odnotować, że nie było to pierwsze w tym światku małżeństwo inteligenta z wiejską dziewczyną: dziesięć lat wcześniej malarz Włodzimierz Tetmajer poślubił Annę, starszą siostrę Jadwigi; z trzecią siostrą, Marią, zaręczony był Ludwik de Laveaux, także malarz; w międzyczasie i po cichu Stanisław Wyspiański wziął za żonę służącą Teodorę Pytko – matkę swoich nieślubnych (!) dzieci. Wszyscy w mieście wiedzieli jednak, że Rydel „robi krok bardzo awanturniczy” i szykowali się na niecodziennie widowisko.

Stanisław Wyspiański, Portret Wandy Siemaszkowej w roli Panny Młodej w „Weselu”, 1901, wł. Muzeum Narodowego w Krakowie

Kiedy więc 19 listopada 1900 roku pod kościół Mariacki – w którym mieszkańcy Bronowic tradycyjnie pobierali się i chrzcili – zajechał barwny orszak ślubny, gapiów na krakowskim Rynku było tak wielu i panowało tak wielkie zamieszanie, że pan młody musiał wezwać pluton straży ogniowej, by wyprosić intruzów, zrobić miejsce dla zaproszonych gości i przywrócić porządek. A to był dopiero początek wszystkich perypetii!

„Na wesele, gdzie muzyka!”

Uroczystości trwały trzy dni. Już w przeddzień ślubu zorganizowano tańce dla mieszkańców Bronowic. Słynna zabawa w bronowickiej „rozśpiewanej chacie” Włodzimierza Tetmajera, uwieczniona w dramacie Stanisława Wyspiańskiego, odbyła się dopiero 20 listopada podczas oczepin.

„Był to widok jedyny w swoim rodzaju (...), kiedy u Tetmajerów zasiedli przy stole panowie we frakach, a między nimi wiejskie kobiety w naszywanych gorsetach i koralach u szyi; panie w sukniach wizytowych i chłopi w sukmanach” – relacjonował pan młody w liście do Františka Vondráčka. W jednej izbie stały stoły z poczęstunkiem, w drugiej przygrywała do tańca bronowicka kapela. Panowały tłok i gwar, wódka powoli rozwiązywała języki i pomagała zapomnieć o klasowych różnicach, zabawa nabierała rozpędu.

Wśród „miastowych” gości znaleźli się m.in. matka pana młodego Helena Rydlowa i jego siostra, szesnastoletnia Haneczka; Antonina Domańska, autorka poczytnych w swoim czasie powieści dla młodzieży, prywatnie zaś żona lekarza i radcy miejskiego oraz ciotka Rydla; zwana nieco złośliwie „krakowską Aspazją” Eliza Pareńska, u której chętnie gościli młodopolscy artyści, wraz z córkami: Maryną i Zosią. Obecni byli także redaktor „Czasu” Rudolf Starzewski, poeta Kazimierz Przerwa-Tetmajer i malarz Tadeusz Noskowski. Spośród wiejskiej ciżby wyróżniali się: krewki pisarz gminny Błażej Czepiec, wdowa po wójcie Klimina oraz młodzi drużbowie, „co pawimi piórami zamiatają pułapy izb”. Zjawiła się też Pepa Singer, córka bronowickiego karczmarza Hirsza, która stała się później pierwowzorem Racheli przywołującej na wesele Chochoła.

Przynajmniej dwóch gości nie było wówczas w nastroju do zabawy: Stanisław Wyspiański, który wracał do zdrowia po dopiero co przebytej chorobie i tylko uważnie przyglądał się innym, oraz Tadeusz Boy-Żeleński, nieszczęśliwie zakochany w Dagny Przybyszewskiej, który z kolei obserwował Wyspiańskiego.

„Pamiętam go jak dziś, jak szczelnie zapięty w swój czarny tużurek stał całą noc oparty o futrynę drzwi, patrząc swoimi stalowymi, niesamowitymi oczyma. Obok wrzało weselisko, huczały tańce, a tu do tej izby raz po raz wchodziło po parę osób, raz po raz dolatywał jego uszu strzęp rozmowy. I tam ujrzał i usłyszał swoją sztukę” – wspominał później Boy-Żeleński w Plotce o „Weselu” Wyspiańskiego, eseju, który na wiele lat stał się anegdotycznym komentarzem do najważniejszego dramatu epoki Młodej Polski.

Taniec wokół Chochoła w Weselu Stanisława Wyspiańskiego, Teka Melpomeny. Autolitografie, Kraków 1904, wł. Muzeum Narodowego w Krakowie

Fraki i kaftany, zapaski i koronki, kolorowe wstążki i pawie pióra, muzyka i tańce, ludowe przyśpiewki i urywki rozmów o polityce, niezobowiązujące flirty „z rozlewności towarzyskiej” i zatargi z Żydem i muzykantami. Zabawa trwa aż po blady świt. „W izbach swąd, a we łbie dym” – wesele dobiega końca… Jakże interesujące musiało to być widowisko dla obserwatora z umysłem trzeźwym i ostrym jak brzytwa!

Domysły i plotki

O tym, że myśl o napisaniu dramatu zrodziła się w głowie Stanisława Wyspiańskiego podczas wesela Lucjana Rydla, z którym był w zażyłej przyjaźni, plotkowano od samego początku. Chodziły pogłoski, że bohaterami będą autentyczni goście weselni. Domysłów było więc co niemiara. Reklamę dramatu zapewnili też pierwsi jego słuchacze: Eliza Pareńska, Rudolf Starzewski oraz Jan Stanisławski.

Wesele powstało w kilka tygodni; już w lutym 1901 roku autor Warszawianki przyszedł z gotowym tekstem do dyrektora Teatru Miejskiego Józefa Kotarbińskiego, który ponoć „zapalił się” do wystawienia sztuki, mimo że nie do końca wierzył w jej powodzenie. „Taka sobie sztuka kostiumowo-ludowa, przyjęcie, coś tego – z wódką, samowar... może pójść parę razy” – odpowiadał mętnie ciekawskim. Reżyserem został Adolf Walewski, który w późniejszych latach zrealizował również inne dramaty Wyspiańskiego, m.in. Wyzwolenie i Noc listopadową. Jan Spitziar specjalnie zaprojektował dekorację sceniczną.

Próby rozpoczęły się 3 marca 1901 roku i przebiegały w dość nerwowej atmosferze. W spektaklu mieli zagrać najwybitniejsi aktorzy tamtych czasów, m.in. Włodzimierz Sobiesław, Kazimierz Kamiński, Gabriela Morska, Leon Stępowski, Helena Sulima w roli Racheli oraz sam dyrektor Józef Kotarbiński wcielający się w postać Czepca. Trudności interpretacyjne, z którymi się borykali, przy braku wskazówek samego autora, który mimo że bywał na miejscu codziennie, odmawiał jakichkolwiek komentarzy, a nade wszystko brak wiary w powodzenie sztuki sprawiały, że przetasowania w obsadzie miały miejsce niemal do samej premiery. Z roli Panny Młodej – którą ostatecznie zagrała Wanda Siemaszkowa – zrezygnowały wcześniej dwie aktorki. Pokpiwano sobie z dramatu, a sporą porcję złośliwych żartów wypuszczali w miasto sami aktorzy, dowcipkujący, że Wesele to nic innego, jak komedia o zgubnych skutkach pijaństwa. Grający rolę Gospodarza Włodzimierz Sobiesław z lubością powtarzał zaś, że „w tej sztuce nawet może tygrys przejść przez scenę i nikogo to nie powinno dziwić”.

Prawdziwy skandal wybuchł, gdy na mieście pojawiły się afisze zapowiadające długo wyczekiwaną premierę. Wcześniej Wyspiański nawet nie zadał sobie trudu, by zmienić imiona i nazwiska uczestników prawdziwego wesela. Dopiero perswazje Kotarbińskiego sprawiły, że Jaga Mikołajczykówna została Panną Młodą, Lucjan Rydel – Panem Młodym, Włodzimierz i Anna Tetmajerowie – Gospodarzem i Gospodynią, Rudolf Starzewski – Dziennikarzem, Antonina Domańska – Radczynią itd. Część imion pozostała jednak oryginalna. Rychło więc skojarzono postacie Maryny, Zosi i Haneczki z ich pierwowzorami, a reputacja trzech panienek z zacnych mieszczańskich domów zawisła na włosku. Wówczas Helena Rydlowa na własny koszt zamówiła druk plakatów ze zmienionymi imionami dziewcząt, które zgodnie z zamysłem pani Rydlowej pochodziły rodem z komedii Fredrowskich i Sienkiewiczowskich powieści. W ten sposób Maryna stała się Klarą, Zosia – Anielą, a Haneczka – Krzysią. Nowe afisze rodzina Rydlów rozlepiała po całym mieście w noc poprzedzającą premierę…

Afisz w premiery Wesela, 1901, fot. dzięki uprzejmości Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

Skandal w teatrze

Nadeszła długo oczekiwana prapremiera. W przeddzień sprzedano 720 biletów, co stanowiło całkiem niezły wynik, biorąc pod uwagę fakt, że teatr mógł pomieścić 936 widzów. 200 darmowych wejściówek dyrektor Kotarbiński, dbający o dobre układy w mieście, rozdał osobom, na których życzliwości mu zależało. 16 marca 1901 roku w imponującym gmachu przy placu św. Ducha zjawił się Kraków artystyczny, urzędniczy i naukowy. Na widowni zasiedli również uczestnicy bronowickiego wesela: Eliza Pareńska z córkami, Helena Rydlowa z Anną i Lucjanem oraz Rudolf Starzewski. Nie zabrakło i profesora Stanisława Tarnowskiego, krytyka literackiego i historyka literatury, prezesa Akademii Umiejętności i współautora słynnej Teki Stańczyka, który ze swej loży bacznie obserwował publiczność i scenę.

Spektakl rozpoczął się punktualnie o godzinie 19.00. Już po pierwszym akcie publiczność była zdezorientowana, a zdania podzielone. Jedni siedzieli jak skamieniali, innych ogarnęła gorączka. Pani Eliza Pareńska – jakby przeczuwając, że jej córki na zawsze wejdą do historii polskiej dramaturgii – nie mogła ukryć zachwytu. Pani Rydlowa wręcz przeciwnie: paliła się ze wstydu, gdy Haneczka – jej własna córka! – prosiła na scenie do tańca drużbę weselnego, a podchmielone parobki mówiły o trzech podlotkach z miasta, że „te panny to nos chcom”! Lucjan Rydel był w rozterce: nie chodziło już nawet o grającego go Bolesława Zawierskiego – który chciał pokazać publiczności, „że pod spód więcej nic nie wdziewa” – ale o honor żony i siostry…

O ile po pierwszym akcie wydawało się, że Wesele to komedia obyczajowa i źródło rozlicznych towarzyskich plotek na kolejne tygodnie, o tyle w drugiej odsłonie stało się jasne, że nie o zabawę tu szło, a o sprawy wielkie. Stanisław Tarnowski po scenie z duchem Hetmana (widzowie domyślili się, że jest nim zdrajca Franciszek Ksawery Branicki, dziadek żony Tarnowskiego) wyszedł ostentacyjnie z teatru. W trzecim akcie krakowska publiczność zamarła, gdy usłyszała zawodzenie Chochoła „Miałeś chamie złoty róg, miałeś chamie czapkę z piór…”. O godzinie 22.00 kurtyna opadła. W teatrze zapanowała długa, pełna napięcia cisza. Dopiero po jakimś czasie rozległy się ogłuszające brawa, widzowie wstali z miejsc. „Wspaniałe, wspaniałe!” – wołał pobladły Lucjan Rydel, choć już na drugi dzień biegał po Plantach, chcąc przyjacielowi za potwarz uczynioną siostrze „pysk obić”.

Bolesław Zawierski (Pan Młody) i Maria Henryka Przybyłko-Potocka (Panna Młoda) w strojach z Wesela, Atelier „Zofia ”, 1901, fot. dzięki uprzejmości Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

Jednak w sobotni wieczór wszyscy w upojeniu próbowali wywołać Wyspiańskiego, krzycząc „Autor, autor!”, ale ten ani myślał się pokazać. Uciekł chyłkiem z teatru.

Od szopki po misterium

Skandal towarzyski sprawił, że pierwsi recenzenci nie zwracali uwagi na symboliczną wymowę spektaklu. „Myślą przewodnią tej sztuczki jest zachęcić inteligencję, aby się zbliżała da ludu, a choć nie brak przy tym małych dysonansów, ale całość się kończy pogodnie wesołym oberkiem” – komentowała pewna krakowska gazeta. Dopiero Rudolf Starzewski – ten sam, który w Weselu jako Dziennikarz otrzymuje od Stańczyka kaduceusz – zinterpretował dramat nie jako narodową szopkę, a misterium, w którym cały ból i rozpacz polskiej duszy miesza się z cierpką ironią i żartem. Wbrew słowom Henryka Sienkiewicza, który nazwał Wyspiańskiego grafomanem, krakowska publiczność osądziła autora Wesela inaczej. Kiedy po kolejnym spektaklu otrzymał od niej wieniec z liczbą 44 symbolizującą nadejście czwartego wieszcza narodowego, podjął rzucone mu w ten sposób wyzwanie i rok później napisał Wyzwolenie.

Pierwsze Wesele grano w sumie 35 razy. Popularność sztuki sprawiła, że wiele cytatów bardzo szybko weszło do potocznego języka krakowian. „Co tam, panie, w polityce?” – witano się w kawiarniach. „Kto mnie wołał, czego chciał?” – zagajali podjeżdżający na wezwanie dorożkarze. „Mus mnie woła, mus mnie woła...” – zdarzało się usłyszeć od spieszących do toalety. Wkrótce jednak życie na krakowskich salonach wróciło do normy, a statecznym mieszczanom długo przyszło czekać na kolejne skandale…

Przy pisaniu artykułu korzystałam m.in. z książki Moniki Śliwińskiej Muzy Młodej Polski.

Justyna Skalska
miesięcznik „Karnet”

Udostępnij

Kraków Travel
Kids in Kraków
Zamknij Nasz strona korzysta z plików cookies w celach statystycznych, marketingowych i promocyjnych. Możesz wyłączyć tą opcję w ustawieniach prywatności swojej przeglądarki.
<