Ginczanka odnaleziona
Historia Zuzanny Ginczanki nie skończyła się zupełnie w momencie tragicznej śmierci poetki w 1944 roku. Powraca ona raz po raz nie tylko dzięki przywoływanym wspomnieniom, ale również poprzez rozproszone w przestrzeni i czasie teksty – kolejne wiersze Ginczanki odnajdywane są bowiem przez badaczy i badaczki literatury mimo upływu lat. Dzięki takim właśnie znaleziskom do rąk czytelników trafiają Poezje zebrane (1931-1944) w opracowaniu Izoldy Kiec, tom zawierający wszystkie znane dotąd wiersze poetki. Chronologiczny układ tekstów pozwala na odczytanie krótkiego życia Ginczanki za pomocą klucza poetyckiego, zaś obszerne komentarze autorki opracowania umożliwiają zrozumienie specyfiki czasów, w których kolejne wiersze wychodziły spod pióra poetki. Kiec – jak sama przyznaje we wstępie – pozostawia jednak czytelnikowi duży margines interpretacyjny, tak aby każdy z nas mógł swobodnie wejść w tworzone przez Ginczankę światy, odnaleźć w nich własne sensy i znaczenia. Ile wierszy poetki zostanie jeszcze odnalezionych? Jak stwierdza sama Ginczanka: „Przeszłość pełna przypadków jest nie do pojęcia / przyszłość w dymnej odsłonie jest nie do przejrzenia”. (Elżbieta Foltyniak)
Stany odkryte
Wszyscy chyba założyli, że Sława Lisiecka, prominentna tłumaczka języka niemieckiego, założyła wydawnictwo OD DO po to, żeby móc do woli i bez przerwy drukować Thomasa Bernharda. I wszyscy założyli źle, a przynajmniej częściowo źle. Sława Lisiecka założyła wydawnictwo po to, by odkrywać. I tak w zeszłym roku odkryła Zbigniewa Liberę (Utopek i Buks Molenda), a w tym roku Marcina Polaka i jego Stany uprzywilejowane. W tym drugim wypadku mamy do czynienia z odkryciem w sensie ścisłym, bo tak jak Libera bywał już odkrywany, tak Stany nieuprzywilejowane pewnie by nie powstały, gdyby krakowskiego filozofa oraz łódzkiej tłumaczki i wydawczyni nie połączył właśnie Bernhard. Tyle wstępu historyczno-literackiego. A czym jest sama książka? To zbiór bardzo różnych opowiadań, których wspólną myślą przewodnią są zawiłe rodzinne pokrewieństwa znaczone humorem, Bernhardem, krakowskością, miłością do filozofii (przy jednoczesnym pełnym nią rozczarowaniu) i wyrazistym, by nie powiedzieć unikalnym przekąsem. Znaleźć tu też można Instrukcję napisania powieści bernhardowskiej, czyli ekwilibrystyczne ćwiczenie z niemożliwego. (Szymon Kloska)
Zmagania z babizną
Cukrówka jako polskie miasteczko Twin Peaks? To hasło w najróżniejszych wariantach pojawia się często w dyskusjach o Zimowli, najnowszej powieści Dominiki Słowik. Czy to właściwa etykieta? Bynajmniej, ale uważam, że to właśnie jest zaletą książki krakowskiej pisarki. Przede wszystkim opowieść o małym miasteczku niedaleko Wadowic idzie bardziej w stronę rodzinnej mitologii niż kryminalnej zagadki podszytej niesamowitością. Podobnie jak w amerykańskim serialu jedną z tajemnic jest ciało wyłowione z jeziora, ale nie ona napędza narracyjną machinę. Czynią to raczej postaci paranoicznego ojca bohaterki czy babci „towarzyszki” Sareckiej. Ta ostatnia, silna kobieta zahartowana przez czasy PRL, szczere zaangażowanie w budowę socjalistycznego świata i niełatwe życie rodzinne, a jednocześnie niepozbawiona wad, jest postacią szczególną. Niewiele podobnych jej bohaterek pojawiło się dotąd w polskiej literaturze, która zdaje się dopiero odkrywać inne spojrzenia na rzeczywistość przed rokiem 1989 – i to szczególne dziedzictwo, „babiznę” właśnie, Dominika Słowik stara się przepracować.
Nostalgiczne, ale niebanalne tropy prowadzące do PRL i polskiej transformacji, gawędziarski ton, rozgałęziające się wątki drobnych codziennych zdarzeń – to wszystko można zaliczyć do mocnych stron Zimowli. Tempo fabuły rozpiętej na ponad sześciuset stronach jest nierówne, ale z pewnością warto przynajmniej na próbę dać nura w ten imponujący złożonością cukrówkowy świat. (Michał Koza)
Szymborska, Barańczak i ich cudeńka
Wielbicielom poezji i wyklejanek Wisławy Szymborskiej, amatorom liryki i tłumaczeń Stanisława Barańczaka, entuzjastom staroświeckiej sztuki epistolarnej, tym, którzy zaczytywali się w Nic zwyczajnego Michała Rusinka, i tym, którzy absurdalne poczucie humoru cenią sobie ponad wszystkie inne poczucia, podglądaczom pozawierszowego życia literatów i przede wszystkim Szanownym Czytelnikom poszukującym i w poezji, i w życiu wzruszeń niełatwych polecam tę książkę jako źródło urzeczenia. Inne pozytywne uczucia też wchodzą w grę. Korespondencja 1972-2011 to poczta nadzwyczaj kunsztownie wydrukowana przez Wydawnictwo a5, a opracowana przez samego Ryszarda Krynickiego, przyjaciela obojga poetów – nie tylko po piórze. Śmiem zapewnić, że sięgając po ową korespondencję, przemierzycie wespół z jej nadawcami i adresatami pełną wzajemnego szacunku i sympatii, erudycyjną, rozczulającą drogę od „Wielce Szanowna Pani” i „Drogi Panie Stanisławie” do „Stasiu Jedyny na świecie” i „Wisławo najubóstwiańsza”. Każda strona to czysta przyjemność i przelotny uśmiech, jak u pewnego Sfinksa. (Anna Maria Zygmunt)
Rekomendacje książek wydanych pod patronatem Krakowa Miasta Literatury UNESCO przygotowali pracownicy Działu Literackiego Krakowskiego Biura Festiwalowego.