Funk gra w każdym

7 kwietnia 2020

O narodzinach małej orkiestry, o właściwościach muzyki i o tym, że miejsce PESEL-u jest w dowodzie, nie na parkiecie, w ramach cyklu DIY po krakowsku opowiada Jakub Byczek, gitarzysta zespołu Mikrokosmos.

Karnet: O powstaniu wszechświata mówi teoria Wielkiego Wybuchu. Jaka historia stoi za Mikrokosmosem?

Jakub Byczek: Na początku było słowo… Na pewnej imprezie w 2015 roku spotkali się perkusista Wojtek i basista Dawid. Tam narodziła się idea założenia zespołu funkowego, jednak na Mikrokosmos trzeba było jeszcze trochę poczekać. Później do składu dołączali kolejno: gitarzysta Kuba, wokalista Łukasz i klawiszowiec Krzysiek. Jako ostatni nasze szeregi zasilił Daniel Kusak, VJ (Virtual DJ), od niedawna magister ASP we Wrocławiu. Obecnie Mikrokosmos poszerzony jest o sekcję Al’Dęte, w której skład wchodzą: Radosław Mosurek (trąbka), Sławomir Butrym (saksofon), Filip Zgorzelski (puzon), a od niedawna podróżuje z nami również Michał Cymer, który zajmuje się realizacją dźwięku. Przy takim tempie za dwa lata będziemy mieć pełnokrwistą orkiestrę!

Plany planami, ale podejmujecie również konkretne działania i mówi się o was już nie tylko w Krakowie. Gracie w miastach małych i dużych, uaktywniliście się w mediach społecznościowych. Co was napędza?

Nazwa zespołu nawiązuje do myśli, że muzyka łączy ludzi i wiąże różne rzeczywistości w obrębie naszej wspólnej planety. Pomimo dzielących nas różnic dążymy do jedności. Mikrokosmos to wypadkowa naszych światów z disco-funkowym mianownikiem, w warstwie lirycznej odnosząca się do pewnych subiektywnych przeżyć i energii, jaka emanuje z otoczenia. Funk nie sprowadza się wyłącznie do egzaltowania się radością i miłością, ale na przestrzeni lat był narzędziem walki z rasizmem, nierównościami i wykluczeniem społecznym. Mając to na uwadze, staramy się oddawać pełne spektrum gatunku.

No właśnie, funk wywodzi się ze środowisk afroamerykańskich, kojarzony jest z innowacjami zapoczątkowanymi przez legendarnego Jamesa Browna, wy natomiast śpiewacie po polsku. Nie kusi was angielszczyzna?

Kiedyś uważałem, że do takiej muzyki pasuje wyłącznie język angielski. Jednak z czasem doszło do mnie, że fajnie wiedzieć, o czym się słucha. Co więcej, tekst ma oddziaływać na słuchacza na równi z muzyką w czasie rzeczywistym. Ciężko utożsamić się z językiem, w którym na co dzień nie wyraża się emocji. Najtrudniejsze w takiej muzyce to znaleźć sposób na komunikację ze słuchaczem, później jakoś leci. Dba o to Łukasz Klec, który jest architektem warstwy tekstowej Mikrokosmosu. Dodatkowo mamy wiele dobrych wzorców na polskim podwórku: Włodek „Paprodziad” Dembowski z zespołu Łąki Łan, który polskimi tekstami maluje inną rzeczywistość, Jarecki z Grubsonem, którzy pomimo rapowego sznytu w R&B pływają jak ryby w wodzie, a z nowości – Bartek Królik, na którego ostatniej płycie można usłyszeć funk i soul po polsku w krystalicznie czystej postaci.

Nie ograniczacie się jednak do warstwy tekstowej i podczas koncertów zabieracie nas do „neonowej dżungli”. Jak ważne w waszej twórczości są elementy wizualne?

W XXI wieku, gdy telefon jest niemal przyspawany do człowieka, sfera audio jest nierozerwalnie związana z obrazem. Chcemy, by muzyka wraz z wizualizacjami stanowiły spójną kompozycję Mikrokosmicznego świata. Nie bez powodu jednym z członków zespołu jest Daniel Kusak, który podczas naszych koncertów odpowiada za tworzenie wizualizacji w czasie rzeczywistym. Dźwięk, obraz i wartość merytoryczna to trzy fundamenty każdego występu na żywo.

Cieszycie się szczególną popularnością wśród studentów – to w końcu dobrze wam znane środowisko. Co z innymi? Myślicie, że szalony kosmiczny funk ma szansę przekonać starszego odbiorcę?

Na największą popularność wśród ludzi akurat w tym przedziale wiekowym zapewne wpływają w dużej mierze media społecznościowe, w których staramy się aktywnie działać. Myślę, że niezależnie od PESEL-u w Mikrokosmosie każdy znajdzie coś dla siebie. Funk gra w każdym, tylko trzeba dać mu się porwać. Przez ostatni rok koncertowaliśmy dość prężnie i zdarzały się nam występy dla mocno zróżnicowanej publiczności. O dziwo, społeczność studencka mogłaby się niejednego nauczyć od czterdziestolatków.

Niestety, po owocnych miesiącach – wśród wspomnianych koncertów było kilka krajowych przeglądów, ale też występy w Czechach czy na Ukrainie – w tym roku ze względu na rozprzestrzenianie się koronawirusa musieliście szybko zrewidować plany. Ale to chyba nie oznacza, że próżnujecie?

Na chwilę obecną zawiesiliśmy spotkania face to face. Szczęśliwie dla nas XXI wiek daje narzędzia, dzięki którym możemy sporo zrobić, nie ruszając się z domu. Dodatkowo jesteśmy na etapie produkcji nadchodzącej epki, dlatego wszelkie pomysły możemy realizować zdalnie. Co do nowych kompozycji, tworzymy i nagrywamy w domowych pieleszach, wymieniając się pomysłami, dlatego pomimo kwarantanny praca wre.

Wspomnieliście o epce – krótkie klipy z sesji nagraniowej można było niedawno znaleźć na waszym Facebooku. Kiedy możemy spodziewać się debiutu fonograficznego? Zastanawiam się, jak zamierzacie przenieść energię z koncertów na krążek.

Na początku stycznia zarejestrowaliśmy materiał na epkę w Prusiewicz Studio w podkrakowskich Owczarach. Obecnie jesteśmy na etapie produkcyjnego wykańczania numerów, czyli największej dłubaniny. Epka z pewnością ukaże się w tym roku. A longplay? To się okaże. Mamy kilka ciekawych pomysłów, na których realizację musimy jednak trochę poczekać. Jeśli chodzi o przeniesienie energii ze sceny na płytę – nie ma o co się martwić. Każdy z nas daje z siebie sto procent zarówno na scenie, jak i po wciśnięciu guzika „record”. Oczywiście płyta rządzi się swoimi prawami, dlatego poczyniliśmy pewne zabiegi aranżacyjne celem krystalizacji naszej energii na „cedeku”.

 

Płyta to krok nie pierwszy, ale i nie ostatni. Jesteście wciąż na etapie wydeptywania ścieżek w branży. Czy pomógł wam w tym udział w projekcie Tak Brzmi Miasto: Inkubator?

Możliwość absorbowania wiedzy od takich osób, jak Daga Gregorowicz, Agata Trafalska, Paweł Hordejuk, Leszek Biolik, Bartosz Stawiarz czy Bartek Borowicz była milowym krokiem naprzód w zrozumieniu rynku muzycznego od kuchni. Człowiek uczy się na błędach, jednak z odpowiednią wiedzą niektórych z nich można uniknąć lub nie powielać. Inkubator bezsprzecznie poszerzył nasze wiadomości w tym zakresie. Osoby, z którymi mieliśmy możliwość się spotkać, wskazały nam kierunki i rozwiązania, na które być może nigdy byśmy sami nie wpadli. Pomoc od strony zarządzania, managementu i bookingu w tym przypadku jest nie do przecenienia. Dodatkowo warto pamiętać, że Inkubator to też społeczność. Dzięki tej inicjatywie poznaliśmy wielu muzyków, menadżerów, którzy działają w różnych miejscach Polski. Nawiązaliśmy wiele wartościowych znajomości, poszerzając tym samym własną biblioteczkę muzyczną. Polska scena aż kipi od znakomitych twórców.

Poznajecie ludzi z branży, udzielacie się na innych frontach (np. w radiu). Jednak wiele czasu, także tego wolnego, spędzacie ze sobą. Jak to wpływa na zespół? Czujecie się pewniejsi na scenie?

W radiu, muzycznie w pobocznych projektach, w Centrum Technologii Audiowizualnych we Wrocławiu i w krakowskim MOCAK-u – dość spore spektrum. Jednak Mikrokosmos trzyma nas ze sobą nie tylko miłością do funku, ale i przyjaźnią. Bardzo ważne jest dla funkcjonowania zespołu, aby być razem nie tylko na scenie. Właśnie to zżycie pomaga nam przetrwać trudne momenty, wspierać się nawzajem i pchać ten wózek wspólnymi siłami cały czas do przodu. I wydaje mi się, że to przenosi się także na scenę. Niech funk będzie z wami!

 

Rozmawiał Bartosz Suchecki, „Karnet”
Foto: Patryk Hodyl (KSAF AGH), Klaudia Sanocka-Lam

ZOBACZ RÓWNIEŻ:
Mikrokosmos na Facebooku
Mikrokosmos na Instagramie

Udostępnij

Kraków Travel
Kids in Kraków
Zamknij Nasz strona korzysta z plików cookies w celach statystycznych, marketingowych i promocyjnych. Możesz wyłączyć tą opcję w ustawieniach prywatności swojej przeglądarki.
<