O swoim debiucie reżyserskim, urokach klasycznej animacji i niepowtarzalnej atmosferze Krakowskiego Festiwalu Filmowego opowiada Joanna Wapniewska – autorka animacji Vitae Azilia zakwalifikowanej do międzynarodowego konkursu filmów krótkometrażowych i konkursu polskiego.
Studio Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej, w którym powstała Vitae Azilia słynie przede wszystkim z filmów dla najmłodszej widowni, takich jak Bolek i Lolek czy Porwanie Baltazara Gąbki. Twój reżyserski debiut to jednak animacja dla dorosłych.
Joanna Wapniewska: Współpraca ze studiem była dla mnie ciekawym doświadczeniem, ponieważ spotkaliśmy się w przełomowym momencie, kiedy pojawił się pomysł, żeby wrócić do filmów autorskich, artystycznych. Ciągle powiększa się grono odbiorców i potrzeba oglądania tego typu produkcji. Jestem pierwszą reżyserką, która współpracuje z SFR w nowej formule.
Co w tej współpracy miało dla Ciebie największe znaczenie?
Miałam do czynienia z artystami i animatorami, którzy pracowali przy najpopularniejszych produkcjach znanych zapewne wielu widzom festiwalu z dzieciństwa. Przede wszystkim jednak poznałam warsztat animacji klasycznej, który praktycznie jest już na wymarciu. Była to ogromna przyjemność i chciałabym, by SFR miało możliwość kontynuowania pracy właśnie w takiej formule. Animacja komputerowa jest niewątpliwie efektowna i łatwiejsza w realizacji, jeśli chodzi o czas i koszty. Coś, co jest rysowane ręcznie, wymaga talentu i umiejętności obserwacji.
Dlaczego w dobie animacji 3D i wielkich wytwórni filmów komputerowych zdecydowałaś się na klasyczną animację?
Jako absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie doszłam do wniosku, że mój debiutancki film powinien być odejściem od cyfryzacji, choć oczywiście postprodukcja jest wykonana komputerowo. Patrząc z perspektywy czasu i wykonanej pracy, myślę, że w kolejnych produkcjach skorzystałabym z technologii 3D, ale w czysto techniczny sposób, który przyspieszyłby produkcję. Wydaje mi się, że brak 3D w mojej animacji nadaje jej bardziej abstrakcyjną, osobistą formę i sprawia, że jest autentyczna.
Jakie znaczenie ma dla debiutującej reżyserki zakwalifikowanie się do dwóch konkursów w ramach tak dużego festiwalu, jak Krakowski Festiwal Filmowy?
Ogromnie się cieszę, ponieważ od wielu lat jestem związana z Krakowem i przychodziłam na festiwal jeszcze jako studentka pracowni ASP. Mój udział w międzynarodowym konkursie filmów krótkometrażowych i konkursie polskim Krakowskiego Festiwalu Filmowego jest wspaniałym podsumowaniem pewnego etapu w mojej karierze artystycznej. To wielkie wyróżnienie.
Jak zachęciłabyś twórców do nadsyłania swoich prac, a widzów, by przyszli na Krakowski Festiwal Filmowy?
Myślę, że jeśli tylko mamy czas, to najlepiej kupić karnet i zupełnie zatracić się w festiwalu, ponieważ ma swój niepowtarzalny klimat. To wspaniały czas, kiedy możemy wypaść na moment z codziennego rytmu i oglądać zróżnicowane, starannie wyselekcjonowane kino z całego świata, a także wziąć udział w wielu wydarzeniach towarzyszących i – co najważniejsze – spotkać się z twórcami. Możliwość porozmawiania z reżyserem jest moim zdaniem cenniejsza niż samo obejrzenie jego filmu.
Z perspektywy debiutującej reżyserki mogę tylko powiedzieć, że gorąco zachęcam twórców do nadsyłania swoich dzieł i wzięcia udziału w festiwalowych wydarzeniach. Po każdej edycji wychodzę naładowana nowymi pomysłami i energią. Ekipa organizatorów jest po prostu wspaniała i bardzo pomocna. Choć sam festiwal młodzieniaszkiem już nie jest, na każdym kroku czuć, że unosi się nad nim prawdziwy duch młodości.
Rozmawiała Justyna Skalska