O przepustkę na krakowską odsłonę Męskiego Grania znów nie było łatwo. Bilety rozeszły się w mgnieniu oka. Trudno się temu dziwić – objazdowy festiwal znalazł znakomitą recepturę na udane wakacyjne popołudnie w mieście: znajomi, wygodne leżaki, zimne napoje i ekstraklasa polskiej sceny muzycznej. Dla wielu to pokusa nie do odparcia. Jeśli do tego doliczyć dogodną lokalizację i upalną pogodę, powodzenie projektu wydaje się oczywiste.
Scena Główna
Krakowskie Męskie Granie po raz kolejny gościło na stadionie Korony. Blisko siedem tysięcy gości miało okazję wysłuchać dwunastu koncertów podzielonych między dwie sceny. Siedem występów odbyło się na Scenie Głównej. Świetne wrażenie pozostawił po sobie duet The Dumplings w poszerzonym orkiestrowym składzie. Justynie Święs i Kubie Karasiowi nie tylko nie przeszkodził żar, ale i pomógł Piotr Rogucki, a przebojowe kompozycje obroniły się same. Zdecydowanie sprawdził się też pomysł zespołu Coma, który podjął się przypomnienia utworów z filmów dla dzieci w programie Czemu nas tam nie ma. Muzyczne ilustracje do „Jacka i Placka”, „Pana Samochodzika” czy cyklu „Pana Kleksa” w nowych aranżacjach odzyskały barwy, a wraz z nimi odżyły wspomnienia znacznej części publiczności. Nie zawiedli również pozostali headlinerzy. Łódzka grupa L.Stadt udanie zainaugurowała imprezę, Mela Koteluk wzruszyła publiczność hołdem dla zmarłej przed tygodniem Kory, a Kult i Ørganek zagrali na swoim zwyczajowym wysokim poziomie, łącząc siły w utworze Polska. Chwila zadumy przyszła przed wielkim finałem, kiedy Jerzy Małek, Cyprian Baszyński i Łukasz Korybalski wykonali kompozycję Morning Heavy Song w hołdzie dla Tomasza Stańki.
Scena Ż
Dla wielu fanów nie mniej ciekawe od popisów największych były Scena Ż. Prezentowali się na niej artyści, którzy dopiero próbują się przebić do szerszej publiczności. Każdy z nich otrzymał dwudziestominutową szansę. Najlepiej z ograniczeniem czasowym poradzili sobie MERY SPOLSKY i Ted Nemeth. SPOLSKY, która nie tylko pisze teksty i komponuje muzykę, ale też projektuje ubrania, w których występuje, zagrała na tyle przekonująco, że pewnie wyszłaby na bis, gdyby organizatorzy przewidzieli taką możliwość. Z kolei energią wytworzoną przez łódzki kwartet Ted Nemeth można by zasilić całą orkiestrę. Na razie głośna jest ich muzyka. Jeśli nie zabraknie im konsekwencji, można się spodziewać, że wkrótce głośno będzie również o ich muzyce.
Męskie Granie Orkiestra
Daniem głównym wieczoru był tradycyjny występ Męskie Granie Orkiestry. W tym roku jej poczynaniami steruje Krzysztof Zalewski wraz z Dawidem Podsiadłą i Kortezem. Ich singiel Początek stał się absolutnym hitem lata. W sobotni wieczór zespół wykonał utwór dwukrotnie – na otwarcie i zamknięcie występu. W tegorocznym repertuarze orkiestry znalazły się ponadto piosenki m.in.: Myslovitz, Kasi Nosowskiej, Łony czy Perfectu, a także Armii (dedykacja dla Roberta Brylewskiego) i Maanamu (z ukłonem w stronę Kory). Było i żywiołowo, i nastrojowo, melodyjnie i rytmicznie. Liderzy zespołu pomimo smutnych dla polskiej muzyki okoliczności nie tracili rezonu i z dodatkową pomocą Renaty Przemyk i Kazika Staszewskiego potwierdzili, że potrafią udźwignąć presję.
Tegoroczne Męskie Granie można zdecydowanie zaliczyć do edycji udanych. Wybrańcy będą mogli jeszcze zobaczyć gwiazdy trasy w Gdyni, Warszawie i Żywcu. Pozostałym życzymy dużo szczęścia w przyszłym roku. Pewnikiem jest, że kiedy ruszy sprzedaż biletów, pomoc niebios na pewno się przyda.
Relacja: Bartosz Suchecki
Foto: T. Kamiński