Po długiej przerwie i trasie koncertowej w Niemczech Paula i Karol ruszają w Polskę, żeby promować nowy album „Our Town”.
Osiem lat temu wzięli szturmem warszawską scenę niezależną. Z marszu zyskali miano pary dziwaków – aktywiści zajęci ratowaniem świata przed konsumpcyjnym szaleństwem, muzykujący na początku trochę z przypadku, przy okazji. Śpiewali po angielsku (oboje mimo polskich rodowodów wychowywali się zagranicą), grali na instrumentach, którymi nie posługiwali się zresztą z wirtuozerią, dawali koncerty w ogródkach, na chodnikach i dużych salach koncertowych, uwodząc publiczność radosną żywiołowością i entuzjazmem.
Szybko stali się pionierami rozrastającej się w Polsce sceny indie folkowej. Sprzedają płyty na całym świecie – poza Niemcami, w których grają równie często, co w Polsce – ich muzyka jest popularna w tak różnych miejscach, jak Brazylia i Islandia. „Our Town”
Przez dwa lata Paula i Karol pisali piosenki „międzymiastowo”, wszędzie, gdzie się dało: w Warszawie, na Warmii, w Konstancji, w Berlinie i w Hamburgu.
W mailach i smsach, podczas rozmów na Skype. Byli nawet gotowi zrobić płytę tylko we dwoje. W końcu jednak do zespołu powrócił Igor Nikiforow, który poza graniem na perkusji zajął się także produkcją nagrań.
Obecność Igora i basisty Staszka Wróbla znacząco wpłynęła na charakter i koloryt nowej płyty.
W efekcie powstała najbardziej dopracowana, najciekawsza muzycznie i najdojrzalsza tekstowo płyta zespołu. Eklektyczna, bardziej taneczna i zdecydowanie bardziej elektroniczna niż poprzednie. Choć może wciąż brzmieniowo najbliższa folkowi, Pauli i Karolowi najbardziej opowiada określenie clever pop.